Jedno z moich najwcześniejszych wspomnień ma w sobie coś z tajemnicy, z zagadki, której sens zacząłem pojmować dopiero po wielu latach. Pamiętam siebie jako małego chłopca, może pięcioletniego, siedzącego przy kuchennym stole. Moja mama krzątała się po kuchni, a ja, zapatrzony w przestrzeń, wypowiedziałem nagle słowa, które ją zaskoczyły: "Mamo, a wiesz, że nie jesteś moją pierwszą mamą?". W jej oczach zobaczyłem zdziwienie. Uśmiechnęła się, pytając, co też za historie opowiadam. Ale ja nie opowiadałem historii. W tamtej chwili, z całą dziecięcą pewnością, wiedziałem, że to prawda. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, nie miałem na to dowodów, a jednak czułem, że moja dusza jest starsza niż moje ciało, że przeszła już długą drogę, nim trafiła do tego domu, do tej rodziny. Mama oczywiście potraktowała to jako dziecięcą fantazję, ale tamto wspomnienie pozostało we mnie, niczym ukryty skarb, którego wartości nie potrafiłem wtedy docenić. Dziś, gdy zgłębiam tajniki intuicyjnej argumentacji, gdy szukam drogi do zrozumienia natury rzeczywistości, tamto zdanie z dzieciństwa powraca do mnie z nową mocą. Wiele lat później, doświadczenie z pogranicza śmierci, miało rzucić nowe światło na tamto wspomnienie i moją drogę.
W roku 1994, gdy miałem prawie dwa lata, przeżyłem śmierć kliniczną. Zostałem porażony prądem, z powodu niezabezpieczonych gniazdek przez mojego ojca. Mój brat mnie odciągał, lecz nie miał wystarczająco dużo siły, aż ojciec zareagował i odciągnął nas obydwu. Ojciec, po odciągnięciu mnie od tego gniazdka, zauważył, że moje serce nie pracuje, nie oddycham, stałem się blady.
Natychmiastowo mnie reanimował, byłem martwy kilka minut.
Jako że było to coś realistycznego i szczegółowego, postaram się opisać tą sytuację najlepiej jak potrafię. Dodam, że nie pamiętam żadnych zdarzeń przed tym, co się wydarzyło. Pamiętam, że znalazłem się w tunelu, poruszając się bezwładnie w kierunku niebieskiego światła, które świeciło bardzo jasno, lecz nie oślepiało mnie. Te światło miało barwę nie do opisania, było błękitne lub niebieskie, nie wiem, jak określić tę barwę, ponieważ kolor znacznie różnił się od barw widzianych na ziemi, lecz bardzo przypominał niebieski lub błękitny kolor. Był bardziej „piękny”, „niezwykły”, każda barwa, którą widziałem, znacząco różni się od tego koloru. Te światło przyciągało mnie niczym magnes, nie mogłem w żaden sposób kontrolować tego, w którą stronę poruszałem się. Sprawiało to wrażenie płynięcia lub lotu, a właściwie to uczucie miało obydwie cechy.