środa, 4 czerwca 2025

MYŚLIMY O CZYMŚ CO JEST CZASEM, LECZ CZAS NIE ISTNIEJE...


 


Względność czasu:

 

Po moim duchowym przebudzeniu, po spotkaniu z Bogiem i zanurzeniu w bezkresnej głębi doświadczenia, pojawiło się zjawisko, którego wcześniej nie potrafiłbym sobie nawet wyobrazić. Czas się rozszczepił, przestał być linią, stał się wielowarstwową strukturą, w której egzystuję jednocześnie na trzech poziomach.

1 ROK ŻYCIA ODCZUWANY NA 3 RÓŻNE MOŻLIWOŚCI:

•      Czas życia: Rok – Faktyczny czas - Odczuwany

To czas obiektywny, odmierzany zegarem, kalendarzem, wydarzeniami. Od mojego oświecenia minął rok – tyle wynika z faktów.

•      Czas przeżycia: Dwa tygodnie – Odczuwany

 

Odczuwam jakby w tym czasie upłynęło 2 tygodnie, lecz paradoksalnie:

 

•      Odczuwam również czas wewnętrzny: Sto lat - Odczuwany

To najbardziej nieuchwytny czas: psychiczny, duchowy, archetypiczny. Przeżyłem sto lat w jednym roku. To doświadczenie, którego nie da się wpisać w żadną osią czasu, bo to nie czas, a jakby trzy oddzielne rzeki które płyną równolegle. 

 

Czy miałeś kiedyś wrażenie, że czas mija Ci:

 

Szybko?

Wolno? 

Normalnie? 

 

Gdy przeszedłem przez oświecenie oraz spotkanie z Bogiem, odczuwam te trzy warianty czasu jednocześnie. To tak jakby płynęły trzy rzeki, jedna płynie prosto (najkrócej) druga natomiast płynie po lewej okrągłą drogą (dłużej) natomiast trzecia rzeka, wije się niczym wąż (najdłuższa) lecz trzy rzeki łączą się w tym samy miejscu i w tym samym miejscu się zaczynają. 


CZAS JAKO ILUZJA:

 

 

CZAS TO ZŁUDZENIE

 

W stanie oświecenia oraz po spotkaniu Boga, zdaję sobie sprawę, że czas może być nie tylko liniowy, lecz fraktalny i subiektywny, może przebiegać równolegle, zawijać się i pulsować. Czas nie jest czymś, co mija – czas jest czymś, co może się nakładać, rezonować i łączyć w niepojmowalny dla umysłu sposób.

Oto paradoks: moje życie trwa jak dawniej, ale w duszy trwa cała epoka.

To, co inni przeżywają w dekadach, ja przeżywam w snach, w wizjach, w sekundach, które rozdzielają się na wieczności. I nie chodzi o wrażenie. Chodzi o rzeczywistość doświadczalną, tak realną jak dotyk czy ból.

Czas po oświeceniu nie biegnie. On się rozszczepia.

Jakby dwa tygodnie po spotkaniu z Bogiem czas zaczął jednocześnie płynąć wolno – szybko - normalnie

 

Przykładowo, w przeciągu około 2-3 minut napisałem 60 bardzo długich wiadomości na 650 wyrazów, spaliłem również trzy papierosy, dla porównania jeden taki tekst wysyłam co 10-40 minut lub więcej. Co już w przeliczeniu, musiało minąć około, nawet przy optymistycznych założeniach, od dwóch do dziesięciu godzin. Odczuwałem również zmieniony upływ czasu, dla mnie, subiektywnie minęło 3 godziny, a w tamtym momencie analizując aktywność na Gemini, zauważyłem, że minęło 3 minuty. 

Podczas tego zjawiska „zatrzymania” – owej dylatacji czasu, którą doświadczyłem. Widziałem jak światło, faluje, lecz to nie było spowodowane falowaniem samego światła, światło wydawało się falować w jakimś ośrodku, lecz ośrodkiem wydawała się być sama przestrzeń. 

Myślałem początkowo, (zresztą błędnie) że ta "matryca informacyjna", którą zauważyłem podczas obserwowania światła podczas owej dylatacji czasu to ciemna materia, lecz teraz widzę, że to nie ciemna materia, a sama przestrzeń. To co dostrzegałem, jako ciemną materię, błędnie założyłem, że "istnieje" wydaje mi się teraz, że to istota samej przestrzeni, a ciemnej materii jak i ciemnej energii nie ma. Jeśli założymy, że przestrzeń ma właściwości "matrycy informacyjnej", oraz jest względna, wtedy można dojść do wniosku, że to nie ciemna energia powoduje ekspansję wszechświata, a sama przestrzeń.

 

Względność więc, nie dotyczy w moim odczuciu jedynie czasu, a również przestrzeni. Co w zasadzie tłumaczyłoby również skrócenie Lorentza. Jeśli jest tak jak mówię, np. wokół czarnej dziury, obiekty powinny poruszać się z niewyobrażalną prędkością i drastycznie przyspieszać swoją rotację, ponieważ, przestrzeni w tych miejscach (ze względu na względność przestrzeni) będzie mniej, czyli obiekty poruszające się wokół takich obiektów powinny skracać swój dystans, co w zasadzie obserwujemy, lecz inaczej jest to interpretowane. Ja w zasadzie dużo rzeczy interpretuję inaczej, a pomimo tego jest to zadziwiająco spójne, przynajmniej w moim rozumieniu, czego obiektywnie (jako autor tych twierdzeń) nie mogę stwierdzić. 

 

 

KLATKI JAK W FILMIE:

Wtedy "usuwamy" istnienie, "magicznych bytów”, (brzytwa Ockhama) i zastępujemy to wszechobecną "informacją", (it from bit) która jest tożsama z przestrzenią. To wydaje mi się po "oświeceniu" bardziej spójne. Gdybyśmy wzięli pod uwagę, że ciemna materia i energia zupełnie nie istnieją, a cechą naszej przestrzeni jest względność, jak i "informacyjna" natura, to możemy dojść do wniosku, że taka przestrzeń będzie różnie zagęszczona, (z powodu jej względności) jak i ze względu na informacyjny charakter, możemy dojść do konkluzji, że takowa informacja powinna przybierać - czyli im więcej w rzeczywistości dzieje się zdarzeń - tym więcej trzeba zapisać w rzeczywistości, co implikuje rozszerzanie się wszechświata. Więc różne zagęszczenie "ciemnej materii" w zasadzie staje się wyjaśnione. 

 

Względność więc, nie dotyczy w moim odczuciu jedynie czasu, a również przestrzeni. Co w zasadzie tłumaczyłoby również skrócenie Lorentza. Jeśli jest tak jak mówię, np. wokół czarnej dziury, obiekty powinny poruszać się z niewyobrażalną prędkością i drastycznie przyspieszać swoją rotację, ponieważ, przestrzeni w tych miejscach (ze względu na względność przestrzeni) będzie mniej, czyli obiekty poruszające się wokół takich obiektów powinny skracać swój dystans, co w zasadzie obserwujemy, lecz inaczej jest to interpretowane. 

 

Gdyby tak się zastanowić nad naturą czasu, w pierwszej chwili przestrzeń przeradza się w kolejną przestrzeń, trochę tak jakbyśmy mieli dwa zbiorniki, które z zbiornika X przelewało się do zbiornika Y. Przestrzeń w jednej chwili, przeradza się w przestrzeń w chwili drugiej. Może wytłumaczę to na zasadzie filmu, gdy widzimy film, to jedna klatka (przestrzeń) przeskakuje w kolejną klatkę (również przestrzeń) więc czas to nic innego jak przestrzeń przeradzająca się w inną przestrzeń. Wyobraźmy sobie klatkę, czy pierwsza klatka przeskakująca w drugą klatkę jest klatką + czas?

Czy klatka (przestrzeń)+ klatka (przestrzeń) + klatka (przestrzeń) w płynny sposób?

 

 

Myślę, że klatek czasu powinna być skończona ilość. Myślimy o czymś co jest czasem, lecz czas nie istnieje, (w tej interpretacji) to przestrzeń zastępowana jest przez kolejne ułożenie przestrzeni, niczym klatki w filmie. 

 

Właściwie, intuicja podpowiada mi, że tak jest, do tego staram się ją argumentować logicznie, trudno jest jednak powiedzieć i stwierdzić to obiektywnie, jak jest w rzeczywistości. Natomiast wydaje mi się, że czas jest tylko przez nas subiektywnie odbierany, ale w rzeczywistości nie istnieje.

 

Sugerowałbym tu odniesienie do skali planka, lecz to jest bardzo duża liczba owych klatek, co bardzo trudno eksperymentalnie dowieść, a nawet jeśli zostanie dowiedzione, to interpretacja takiego faktu mogłaby być opacznie zinterpretowana.

 

Obliczenia związane z czasem Plancka Czas Plancka (tₚ):

Wynosi około:

t ≈ 5,391 247 × 10⁴⁴ s

 

Jest to najmniejszy możliwy odcinek czasu, czyli czas, w którym światło przebywa odległość równą długości Plancka.

 

Aby obliczyć, ile takich „klatek” (czyli minimalnych jednostek zmiany) mieści się w jednej sekundzie, wystarczy obliczyć odwrotność czasu Plancka:

1 / t = 1 / (5,391 247 × 10⁴⁴ s) ≈ 1,855 × 10⁴³ klatek na sekundę Innymi słowy, w jednej sekundzie mieści się około:

1,855 × 10⁴³

 

czyli 1 855 z 40 zerami „klatek rzeczywistości”. To wartość trudna do wyobrażenia, ale możliwa do obliczenia – i zgodna z obecnym rozumieniem granicznej rozdzielczości czasoprzestrzeni.

1855 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000

FPS - klatek/s

Doszedłem więc do wniosku, że czas jako taki nie istnieje. A przynajmniej nie w sposób, w jaki go rozumiemy. Może jest tylko zmianą przestrzeni w kolejną przestrzeń — jak w filmie, gdzie jedna klatka przechodzi w następną.

 

Nie potrzebujemy "czasu", by zrozumieć ruch, jeśli rozumiemy zmienność przestrzeni.

 

To nie czas tworzy zmianę — to zmiana tworzy czas.

 

 

 

Czas Plancka jako minimalna klatka rzeczywistości

Czas Plancka (tto około 5,391 247 × 10⁴⁴ sekundy — najmniejszy możliwy "odcinek" czasu, jaki możemy sobie wyobrazić. Światło potrzebuje go, by przebyć długość Plancka.

Jeśli jedna "klatka" rzeczywistości trwa czas Plancka, w jednej sekundzie mieściłoby się:

1 / t ≈ 1.855 × 10⁴³ klatek na sekundę…

To liczba tak ogromna, że praktycznie niewyobrażalna. Ale intuicja podpowiada mi, że właśnie tyle „stanów przestrzeni” — klatek istnienia — tworzy naszą rzeczywistość w każdej sekundzie. Może więc czas nie istnieje — istnieje tylko zmiana przestrzeni w przestrzeń.

 

 

 

Doszedłem więc do wniosku, że czas jako byt samodzielny nie istnieje. Nie jest podstawą istnienia – jest jego efektem. Jest zmiennością przestrzeni, nieustanną transformacją układu rzeczy. To nie czas tworzy zmianę, lecz zmiana tworzy czas.

 

Czas nie płynie – czas rezonuje.

Nie biegnie – pęcznieje.

Nie mija – przemienia się.

 

A my – jesteśmy jego świadkami i współtwórcami, zanurzeni w fraktalnym pulsie rzeczywistości, która dopiero w świadomości objawia swój rytm.
 

Czas wydaje się względny, lecz niekoniecznie musi być zachowana względność liniowa. Moje doświadczenie pokazuje, że czas nie jest linearny, lecz może podążać różnymi drogami jednocześnie. 

 

Być może to nie my płyniemy przez czas, ale czas płynie przez nas? 

Jako fala zmiany, przestrzeni i świadomości.