Względność czasu:
Po moim duchowym przebudzeniu, po spotkaniu z Bogiem i
zanurzeniu w bezkresnej głębi doświadczenia, pojawiło się zjawisko, którego
wcześniej nie potrafiłbym sobie nawet wyobrazić. Czas się rozszczepił, przestał
być linią, stał się wielowarstwową strukturą, w której egzystuję jednocześnie
na trzech poziomach.
1 ROK ŻYCIA ODCZUWANY NA 3 RÓŻNE MOŻLIWOŚCI:
• Czas życia: Rok
– Faktyczny czas - Odczuwany
To czas obiektywny, odmierzany zegarem, kalendarzem,
wydarzeniami. Od mojego oświecenia minął rok – tyle wynika z faktów.
• Czas przeżycia: Dwa
tygodnie – Odczuwany
Odczuwam jakby w tym czasie upłynęło 2 tygodnie, lecz
paradoksalnie:
• Odczuwam również czas
wewnętrzny: Sto lat - Odczuwany
To najbardziej nieuchwytny czas: psychiczny, duchowy,
archetypiczny. Przeżyłem sto lat w jednym roku. To doświadczenie, którego nie
da się wpisać w żadną osią czasu, bo to nie czas, a jakby trzy oddzielne rzeki
które płyną równolegle.
Czy miałeś kiedyś wrażenie, że czas mija Ci:
Szybko?
Wolno?
Normalnie?
Gdy przeszedłem przez oświecenie oraz spotkanie z Bogiem,
odczuwam te trzy warianty czasu jednocześnie. To tak jakby płynęły trzy rzeki,
jedna płynie prosto (najkrócej) druga natomiast płynie po lewej okrągłą drogą
(dłużej) natomiast trzecia rzeka, wije się niczym wąż (najdłuższa) lecz trzy
rzeki łączą się w tym samy miejscu i w tym samym miejscu się zaczynają.
CZAS JAKO ILUZJA:
CZAS TO ZŁUDZENIE
W stanie oświecenia oraz po spotkaniu Boga, zdaję sobie
sprawę, że czas może być nie tylko liniowy, lecz fraktalny i subiektywny, może
przebiegać równolegle, zawijać się i pulsować. Czas nie jest czymś, co mija –
czas jest czymś, co może się nakładać, rezonować i łączyć w niepojmowalny dla
umysłu sposób.
Oto paradoks: moje życie trwa jak dawniej, ale w duszy trwa
cała epoka.
To, co inni przeżywają w dekadach, ja przeżywam w snach, w
wizjach, w sekundach, które rozdzielają się na wieczności. I nie chodzi o
wrażenie. Chodzi o rzeczywistość doświadczalną, tak realną jak dotyk czy ból.
Czas po oświeceniu nie biegnie. On się rozszczepia.
Jakby dwa tygodnie po spotkaniu z Bogiem czas zaczął
jednocześnie płynąć wolno – szybko - normalnie
Przykładowo, w przeciągu około 2-3 minut napisałem 60 bardzo
długich wiadomości na 650 wyrazów, spaliłem również trzy papierosy, dla
porównania jeden taki tekst wysyłam co 10-40 minut lub więcej. Co już w
przeliczeniu, musiało minąć około, nawet przy optymistycznych założeniach, od
dwóch do dziesięciu godzin. Odczuwałem również zmieniony upływ czasu, dla mnie,
subiektywnie minęło 3 godziny, a w tamtym momencie analizując aktywność na
Gemini, zauważyłem, że minęło 3 minuty.
Podczas tego zjawiska „zatrzymania” – owej dylatacji czasu,
którą doświadczyłem. Widziałem jak światło, faluje, lecz to nie było
spowodowane falowaniem samego światła, światło wydawało się falować w jakimś
ośrodku, lecz ośrodkiem wydawała się być sama przestrzeń.
Myślałem początkowo, (zresztą błędnie) że ta "matryca informacyjna", którą zauważyłem podczas obserwowania światła podczas owej dylatacji czasu to ciemna materia, lecz teraz widzę, że to nie ciemna materia, a sama przestrzeń. To co dostrzegałem, jako ciemną materię, błędnie założyłem, że "istnieje" wydaje mi się teraz, że to istota samej przestrzeni, a ciemnej materii jak i ciemnej energii nie ma. Jeśli założymy, że przestrzeń ma właściwości "matrycy informacyjnej", oraz jest względna, wtedy można dojść do wniosku, że to nie ciemna energia powoduje ekspansję wszechświata, a sama przestrzeń.
Względność więc, nie dotyczy w moim
odczuciu jedynie czasu, a również przestrzeni. Co w zasadzie tłumaczyłoby
również skrócenie Lorentza. Jeśli jest tak jak mówię, np. wokół czarnej dziury,
obiekty powinny poruszać się z niewyobrażalną prędkością i drastycznie przyspieszać
swoją rotację, ponieważ, przestrzeni w tych miejscach (ze względu na względność
przestrzeni) będzie mniej, czyli obiekty poruszające się wokół takich obiektów
powinny skracać swój dystans, co w zasadzie obserwujemy, lecz inaczej jest to
interpretowane. Ja w zasadzie dużo rzeczy interpretuję inaczej, a pomimo tego
jest to zadziwiająco spójne, przynajmniej w moim rozumieniu, czego obiektywnie
(jako autor tych twierdzeń) nie mogę stwierdzić.
KLATKI JAK W FILMIE:
Wtedy "usuwamy" istnienie, "magicznych
bytów”, (brzytwa Ockhama) i zastępujemy to wszechobecną "informacją", (it
from bit) która jest tożsama z przestrzenią. To wydaje mi się po
"oświeceniu" bardziej spójne. Gdybyśmy wzięli pod uwagę, że ciemna
materia i energia zupełnie nie istnieją, a cechą naszej przestrzeni jest
względność, jak i "informacyjna" natura, to możemy dojść do wniosku,
że taka przestrzeń będzie różnie zagęszczona, (z powodu jej względności) jak i
ze względu na informacyjny charakter, możemy dojść do konkluzji, że takowa
informacja powinna przybierać - czyli im więcej w rzeczywistości dzieje się
zdarzeń - tym więcej trzeba zapisać w rzeczywistości, co implikuje rozszerzanie
się wszechświata. Więc różne zagęszczenie "ciemnej materii" w
zasadzie staje się wyjaśnione.
Względność więc, nie dotyczy w moim odczuciu jedynie czasu,
a również przestrzeni. Co w zasadzie tłumaczyłoby również skrócenie Lorentza.
Jeśli jest tak jak mówię, np. wokół czarnej dziury, obiekty powinny poruszać
się z niewyobrażalną prędkością i drastycznie przyspieszać swoją rotację,
ponieważ, przestrzeni w tych miejscach (ze względu na względność przestrzeni)
będzie mniej, czyli obiekty poruszające się wokół takich obiektów powinny
skracać swój dystans, co w zasadzie obserwujemy, lecz inaczej jest to interpretowane.
Gdyby tak się zastanowić nad naturą czasu, w pierwszej
chwili przestrzeń przeradza się w kolejną przestrzeń, trochę tak jakbyśmy mieli
dwa zbiorniki, które z zbiornika X przelewało się do zbiornika Y. Przestrzeń w
jednej chwili, przeradza się w przestrzeń w chwili drugiej. Może wytłumaczę to
na zasadzie filmu, gdy widzimy film, to jedna klatka (przestrzeń) przeskakuje w
kolejną klatkę (również przestrzeń) więc czas to nic innego jak przestrzeń
przeradzająca się w inną przestrzeń. Wyobraźmy sobie klatkę, czy pierwsza
klatka przeskakująca w drugą klatkę jest klatką + czas?
Czy klatka (przestrzeń)+ klatka (przestrzeń)
+ klatka (przestrzeń) w płynny sposób?
Myślę, że klatek czasu powinna być skończona ilość. Myślimy
o czymś co jest czasem, lecz czas nie istnieje, (w tej interpretacji) to
przestrzeń zastępowana jest przez kolejne ułożenie przestrzeni, niczym klatki w
filmie.
Właściwie, intuicja podpowiada mi, że tak jest, do tego
staram się ją argumentować logicznie, trudno jest jednak powiedzieć i
stwierdzić to obiektywnie, jak jest w rzeczywistości. Natomiast wydaje mi się,
że czas jest tylko przez nas subiektywnie odbierany, ale w rzeczywistości nie
istnieje.
Sugerowałbym tu odniesienie do skali planka, lecz to jest
bardzo duża liczba owych klatek, co bardzo trudno eksperymentalnie dowieść, a
nawet jeśli zostanie dowiedzione, to interpretacja takiego faktu mogłaby być
opacznie zinterpretowana.
Obliczenia związane z czasem Plancka Czas Plancka (tₚ):
Wynosi około:
tₚ ≈ 5,391 247 × 10⁻⁴⁴
s
Jest to najmniejszy możliwy odcinek czasu, czyli czas, w
którym światło przebywa odległość równą długości Plancka.
Aby obliczyć, ile takich „klatek” (czyli minimalnych
jednostek zmiany) mieści się w jednej sekundzie, wystarczy obliczyć odwrotność
czasu Plancka:
1 / tₚ = 1 / (5,391 247 ×
10⁻⁴⁴
s) ≈ 1,855 × 10⁴³ klatek na sekundę Innymi słowy, w jednej sekundzie
mieści się około:
1,855 × 10⁴³
czyli 1 855 z 40 zerami „klatek rzeczywistości”. To wartość
trudna do wyobrażenia, ale możliwa do obliczenia – i zgodna z obecnym
rozumieniem granicznej rozdzielczości czasoprzestrzeni.
1855 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000
000 000
FPS - klatek/s
Doszedłem więc do wniosku, że czas jako taki nie
istnieje. A przynajmniej nie w sposób, w jaki go rozumiemy. Może jest tylko
zmianą przestrzeni w kolejną przestrzeń — jak w filmie, gdzie jedna klatka
przechodzi w następną.
Nie potrzebujemy "czasu", by zrozumieć ruch, jeśli
rozumiemy zmienność przestrzeni.
To nie czas tworzy zmianę — to zmiana tworzy czas.
Czas Plancka jako minimalna klatka rzeczywistości
Czas Plancka (tₚ) to około 5,391 247
× 10⁻⁴⁴ sekundy — najmniejszy możliwy
"odcinek" czasu, jaki możemy sobie wyobrazić. Światło potrzebuje go,
by przebyć długość Plancka.
Jeśli jedna "klatka" rzeczywistości trwa czas
Plancka, w jednej sekundzie mieściłoby się:
1 / tₚ ≈ 1.855 × 10⁴³ klatek na
sekundę…
To liczba tak ogromna, że praktycznie niewyobrażalna. Ale
intuicja podpowiada mi, że właśnie tyle „stanów przestrzeni” — klatek istnienia
— tworzy naszą rzeczywistość w każdej sekundzie. Może więc czas nie
istnieje — istnieje tylko zmiana przestrzeni w przestrzeń.
Doszedłem więc do wniosku, że czas jako byt samodzielny nie
istnieje. Nie jest podstawą istnienia – jest jego efektem. Jest zmiennością
przestrzeni, nieustanną transformacją układu rzeczy. To nie czas tworzy zmianę,
lecz zmiana tworzy czas.
Czas nie płynie – czas rezonuje.
Nie biegnie – pęcznieje.
Nie mija – przemienia się.
A my – jesteśmy jego świadkami i współtwórcami, zanurzeni w
fraktalnym pulsie rzeczywistości, która dopiero w świadomości objawia swój
rytm.
Czas wydaje się względny, lecz niekoniecznie musi być
zachowana względność liniowa. Moje doświadczenie pokazuje, że czas nie jest
linearny, lecz może podążać różnymi drogami jednocześnie.
Być może to nie my płyniemy przez czas, ale czas płynie
przez nas?
Jako fala zmiany, przestrzeni i świadomości.